Zauważyłem ciekawą acz
nieprzyjemną rzecz. Mianowicie Polaka nic nie cieszy. Nie lubi
lekkiej rozrywki. Ubóstwia i chwali jedynie produkcje ambitne,
ciężkie, psychologiczne, mające drugie dno, często niszowe i
takie które wywołują swego rodzaju melancholie. Kochamy oglądać w
tv to co znamy z naszych ulic, miast, podwórek.
Lubimy oglądać
rzeczywistość nawet jeśli ta emanuje syfem, brudem, alkoholem i
biedą. Dramaty społeczne są naszym ulubionym gatunkiem. Na drugim
miejscu są obrazy historyczne. Oczywiście takie psychologiczne i
martyrologiczne. Bez martyrologi ani rusz. Nie wiem czy takie
podejście wynika z naszych nastrojów (wciąż sfrustrowany naród
na dorobku), kompleksów, pyszałkowatości czy egoizmu (bogata choć
raczej smutna przeszłość).
Śmieszy mnie kiedy czytam polskie
recenzje takiego chociażby Batmana i widzę same obelgi. Zachód o
kinie i muzie pisze zupełnie inaczej. Inna mentalność i
postrzeganie luzu. Amerykanin idzie do kina żeby się wyluzować,
zabawić, odpocząć. Polak idzie tam natomiast po to by doświadczyć
sadyzmu, biczowania, przykrości i zmartwienia. Nasi besztają
wszystko to co jest oklejone napisami pop, fantasy, comedy, s-f,
horror. Ostatnio nawet na filmwebie trudno znaleźć chwalebną
opinię. Kino jest coraz płytsze i bardziej efekciarskie. Polak
będzie więc niezadowolony. Nadzieja w naszych polskich twórcach.
Oni nigdy nie zawodzą. Co chwilę powstają ponure "dzieła"
chwalone potem przez krytyków. W drodze kolejne dzieło
Smarzowskiego. Znowu zanurzymy się w swądzie gorzały, potu i
błota. Zamiast rozerwać się na jakiejś lekkiej komedii wolimy
wracać do "Samowolki" lub "Domu złego".
Nie
żebym nie cenił wyżej wymienionych twórców. Robią dobre i
zapadające w pamięć kino. Mamy w dorobku kilka perełek których
nie można nie obejrzeć jak np. Dzień świra. Fajnie że czasem
ktoś stawia przed nami lustro i pokazuje jacy jesteśmy. To nawet
pożyteczne. Chodzi mi jedynie o to że tego ciężkiego, społecznego
kina jest za dużo.
Czemu jesteśmy takimi masochistami? Warto
wspomnieć tu o serialu "Głęboka woda" (swoją drogą
dobrze że już się skończył). Niesamowite ale byli tacy którym
się podobał. Nie ma co. Bagno w realu i bagno w telewizji. Że też
nikt nie zapragnie ucieczki w jakiś fajny, kolorowy świat. Polak
nie potrafi się odpowiednio nastawić na film. Te dzielimy na
ambitne i lekkie (tzw. odmóżdżacze). Idąc do kina lub zasiadając
przed telewizorem oczekuje zbyt wiele. Czeka na głębię,
psychologię. Kiedy tego nie dostaje jest zawiedziony. Tylko dlaczego
szukał tego w Prometeuszu, Batmanie, Piranii 3D czy Królewnie
śnieżce? To pytanie za 100 punktów. Nie umiemy na pewne rzeczy
przymknąć oczu. Wszystko odbieramy na serio, sztywno. W
przeciwieństwie do naszych zachodnich ziomali.
Jeżeli chodzi o
muzę to jest podobnie tyle tylko że tu szukamy nowości,
innowacyjności, świeżości. Jeżeli ktoś nagrywa płytę podobną
do poprzedniej to od razu jest besztany. Przykładem niech będzie
Therion i Katie Melua. Nie umiemy się zdecydować. Zbyt świeżo -
źle, po staremu - też źle. Krytycy muzyczni mają problemy z
określeniem swojego gustu. To co na zachodzie uznawane jest za
solidność i trzymanie formy u nas jest nazywane odtwórczością i
zmęczeniem (albo komerchą). Dobrze że na to wszystko biorę
przymiarkę i sam oceniam po uprzednim sprawdzeniu filmu/CD.
Polak
patrzy na wszystko inaczej niż reszta świata. Jest bardziej
krytyczny, wymagający i wybredny. Nie macie takiego wrażenia? ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz