wtorek, 14 sierpnia 2012

Polaka postrzeganie kina i muzyki


Nie wiem jak wy ale jak uwielbiam czytać recenzje i  felietony dotyczące filmów oraz albumów muzycznych. Lubię porównywać opinie angielskie z polskimi  i odwrotnie. 
Zauważyłem ciekawą acz nieprzyjemną rzecz. Mianowicie Polaka nic nie cieszy. Nie lubi lekkiej rozrywki. Ubóstwia i chwali jedynie produkcje ambitne, ciężkie, psychologiczne, mające drugie dno, często niszowe i takie które wywołują swego rodzaju melancholie. Kochamy oglądać w tv to co znamy z naszych ulic, miast, podwórek. 
Lubimy oglądać rzeczywistość nawet jeśli ta emanuje syfem, brudem, alkoholem i biedą. Dramaty społeczne są naszym ulubionym gatunkiem. Na drugim miejscu są obrazy historyczne. Oczywiście takie psychologiczne i martyrologiczne. Bez martyrologi ani rusz. Nie wiem czy takie podejście wynika z naszych nastrojów (wciąż sfrustrowany naród na dorobku), kompleksów, pyszałkowatości czy egoizmu (bogata choć raczej smutna przeszłość). 
Śmieszy mnie kiedy czytam polskie recenzje takiego chociażby Batmana i widzę same obelgi. Zachód o kinie i muzie pisze zupełnie inaczej. Inna mentalność i postrzeganie luzu. Amerykanin idzie do kina żeby się wyluzować, zabawić, odpocząć. Polak idzie tam natomiast po to by doświadczyć sadyzmu, biczowania, przykrości i zmartwienia. Nasi besztają wszystko to co jest oklejone napisami pop, fantasy, comedy, s-f, horror. Ostatnio nawet na filmwebie trudno znaleźć chwalebną opinię. Kino jest coraz płytsze i bardziej efekciarskie. Polak będzie więc niezadowolony. Nadzieja w naszych polskich twórcach. Oni nigdy nie zawodzą. Co chwilę powstają ponure "dzieła" chwalone potem przez krytyków. W drodze kolejne dzieło Smarzowskiego. Znowu zanurzymy się w swądzie gorzały, potu i błota. Zamiast rozerwać się na jakiejś lekkiej komedii wolimy wracać do "Samowolki" lub "Domu złego". 
Nie żebym nie cenił wyżej wymienionych twórców. Robią dobre i zapadające w pamięć kino. Mamy w dorobku kilka perełek których nie można nie obejrzeć jak np. Dzień świra. Fajnie że czasem ktoś stawia przed nami lustro i pokazuje jacy jesteśmy. To nawet pożyteczne. Chodzi mi jedynie o to że tego ciężkiego, społecznego kina jest za dużo. 
Czemu jesteśmy takimi masochistami? Warto wspomnieć tu o serialu "Głęboka woda" (swoją drogą dobrze że już się skończył). Niesamowite ale byli tacy którym się podobał. Nie ma co. Bagno w realu i bagno w telewizji. Że też nikt nie zapragnie ucieczki w jakiś fajny, kolorowy świat. Polak nie potrafi się odpowiednio nastawić na film. Te dzielimy na ambitne i lekkie (tzw. odmóżdżacze). Idąc do kina lub zasiadając przed telewizorem oczekuje zbyt wiele. Czeka na głębię, psychologię. Kiedy tego nie dostaje jest zawiedziony. Tylko dlaczego szukał tego w Prometeuszu, Batmanie, Piranii 3D czy Królewnie śnieżce? To pytanie za 100 punktów. Nie umiemy na pewne rzeczy przymknąć oczu. Wszystko odbieramy na serio, sztywno. W przeciwieństwie do naszych zachodnich ziomali. 
Jeżeli chodzi o muzę to jest podobnie tyle tylko że tu szukamy nowości, innowacyjności, świeżości. Jeżeli ktoś nagrywa płytę podobną do poprzedniej to od razu jest besztany. Przykładem niech będzie Therion i Katie Melua. Nie umiemy się zdecydować. Zbyt świeżo - źle, po staremu - też źle. Krytycy muzyczni mają problemy z określeniem swojego gustu. To co na zachodzie uznawane jest za solidność i trzymanie formy u nas jest nazywane odtwórczością i zmęczeniem (albo komerchą). Dobrze że na to wszystko biorę przymiarkę i sam oceniam po uprzednim sprawdzeniu filmu/CD. 
Polak patrzy na wszystko inaczej niż reszta świata. Jest bardziej krytyczny, wymagający i wybredny. Nie macie takiego wrażenia? ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz