piątek, 1 lipca 2011

Lenie!

Bezrobocie w Polsce wynosi ponad 13%. Spada jedynie latem kiedy wielu młodych podejmuje się robót sezonowych. W rzeczywistości liczba ta będzie jednak większa ponieważ nie każdy rejestruje się w urzędzie pracy. 
Nie będę tu pisał o bezrobociu wśród młodych (chętnych do roboty w większości) tylko o tych którym pracować się nie chce. Takich jest masa. Dlaczego tak jest? Bo polak chce zarobić, a się nie narobić. Dla Kowalskiego nie istnieje coś takiego jak uczciwe dorobienie się wysokiego stanowiska. Ci którzy pracodawcami nie są uważają że KAŻDY prywaciarz to cwaniak, wyzyskiwacz i krętacz. Szufladkują ich. Taka postawa to owoc zazdrości, złośliwości, frustracji, braku pewności siebie i dowartościowania ze strony innych.
W sumie nie ma się co dziwić. Co chwilę czytam że ktoś tam nie dostał należnego wynagrodzenia (w tym za nadgodziny), urlopu, albo że musiał wracać z takowego (na własny koszt) bo takie było widzi misie szefa. Czytam że prywaciarze wrednie wykorzystują bezrobocie. Modlą się by było jak największe bo wtedy smycz na której uwiązany jest ich pracownik jest krótsza. Wszyscy się boją utraty pracy więc ślepo i lojalnie pozwalają sobie włazić na łeb. Siedzą cicho bo wiedzą że na ich miejsce pojawi się stu innych. W razie jakiegokolwiek szwindla lub przekroczenia uprawnień głową płaci tylko pracownik. Pracodawca trzyma się stołka bo stać go na prawników. Przy tym wszystkim nie znamy kodeksu pracy więc nie wiemy co nam się należy i do czego szef nie ma prawa. No ale tu sami jesteśmy sobie winni.
Nie dziwota więc że przeciętny Kowalski o swoich panach myśli tak a nie inaczej. Przez jednostkę cierpi ogół uczciwych prywaciarzy (bo tacy też są:P). Nie wspominam już o tym że niektórzy (nieuczciwi) lubią nie ubezpieczyć swojego "niewolnika" by zaoszczędzić parę groszy. Poza tym hanys (Ślązak) nie lubi kiedy jego panem jest gorol (ktoś z poza Ślaska), a to jest na porządku dziennym. Widać są cwańsi i wiedzą woku kogo i gdzie się obrócić. Wszyscy chcemy być panami swojego losu. Nie trawimy dyktowania warunków, a przy tym boli nas kiedy widzimy że ktoś ma się lepiej od nas. Głupio nam więc brać oferty z PUP. Nie dość że jest ich bardzo mało to dotyczą gł. prac za które zabierają się wyłącznie desperaci po podstawówce, długotrwale bezrobotni, korzystający nieraz ze wsparcia MOPS. Chcemy prestiżu, władzy i kasy. Stąd czekanie na ofertę marzeń i ucieczka w szarą strefę (tu również nie dziwota: podatki na prawdę zjadają nam sporą pensji).
Kolejna rzecz to nasz konserwatyzm, roszczeniowość i egocentryzm. Nie umiemy być elastyczni. Wymogi się zmieniają. UE narzuca często ich spełnienie tudzież uzupełnienie kwalifikacji. Zmieniają się wymogi dotyczące wykonywania określonych zawodów. Dotyczy to gł. budżetówki ale nie tylko. Za mało w nas chęci by swoje kwalifikacje zwiększyć. Za dużo u nas osób tylko po tzw. pedałówie (podstawówce). Szybko się zniechęcamy. Uważamy że bezrobotny osobnik po 50-tce nigdy niczego nie znajdzie bo za stary. W ogóle nie dążymy do poszerzenia horyzontów, doskonalenia się. Słyszymy "masz", nie słyszymy "daj". Żyjemy nadal w komunie. Takie mam wrażenie. Ciało tutaj, a serce i dusza w PRL gdzie wielu funkcjonowało wg. hasła "czy się stoi czy się leczy dwa tysiące się należy". W sprawach pracy sugerujemy się tym co ktoś powiedział, co gdzieś usłyszeliśmy i tym co było kiedyś. Jednocześnie niepotrzebnie przejmujemy się tym że ktoś nas wyśmieje, nazwie frajerem. Wstydzimy się zarabiać najniższą średnią bo sąsiad nas obgada (znów frajer bez znajomości). Wolimy nie mieć nic i narzekać lub właśnie robić na czarno nie myśląc przyszłości (ubezpieczenie, emerytura). Opinia innych, szpan są ważniejsze niż nasz los za kilka/kilkanaście lat.
Wiem że za tysiąc złotych rodziny wyżywić się nie da ale czasem jest to jedyne rozwiązanie. Jeżeli chłopie od roku nie ma dla ciebie fajnej oferty, jeżeli nie pracujesz na czarno to bierz to co dają. Za siedzenie w fotelu nie płacą a 1000 zł drogą nie chodzi. Zawsze jest szansa na to że komuś się spodobasz i poleci się jakiemuś swojemu wpływowemu kumplowi. Tak się często awansuje. Wystarczy być sumiennym, pracowitym, wszechstronnym (bardzo mile widziana dziś cecha)  i rzetelnym.
Lenistwo wynika więc z chciwości, konserwatyzmu, egocentryzmu (co mi tam będzie jakiś nowobogacki pier...ł że nie mam matury) oraz maniakalnej, ślepej potrzeby bycia lepszym od bliźniego. Bolączką są nasze cechy narodowe.
To pierwsza rzecz. Druga to niestety podatki i biurokracja. Gdyby te pierwsze były niższe a tego drugiego było by mniej to mielibyśmy większe zarobki, więcej miejsc pracy, zakładów i więcej inwestycji.
Jednak do tego w Polsce nie dojdzie chyba nigdy. Ostatnio rozmawiałem z babką która zamknęła swój sklep w Piekarach bo nie poradziła sobie z podatkami i papierami. O czymś tam zapomniała. Wpadła w spiralę pism, wyjaśnień, decyzji i dokumentów. Zrezygnowała. Państwo nie wyciąga pomocnej dłoni do tych którzy zatrudniają/mogą zatrudnić większość z nas - prywatnych przedsiębiorców. Widocznie ma dzięki temu zysk. Potencjalni inwestorzy nie chcą się u nas rozwijać gdyż zbyt dużo tracą. Za dużo papierków i potrąceń urzędowych. Każdy chce zyskiwać a nie tracić.

Kolejna rzecz - urzędy pracy i pomoc społeczna nadal zbyt często dają ludziom rybę a nie wędkę. Uczą ich bierności i tego że wszystko im się od państwa należy. Zasiłki są za duże. Ciągle zbyt mały nacisk kładzie się na szkolenia kursy i aktywizację. Jeżeli jakieś kursy już są to raczej daremne. Brakuje takich na prawdę dziś niezbędnych (prawko itp). Po co komu kurs szwaczki skoro osoba która go ukończy i tak nie dojedzie tam gdzie akurat takowej będą potrzebować bo daleko/nie ma autobusu. Jesteśmy narodem wygodnym. Wielu tkwi w domach tylko dlatego że nie ma dla nich roboty na miejscu.

Pracy w Polsce jest sporo. Ofert szkoleń i projektów (w tym POKL) również. Szkoda że nie ma na nie chętnych. Młody po studiach, bez doświadczenia chce od razu zarabiać 30000 netto. Tak nie ma nigdzie moi drodzy. Na pozycję i kasę trzeba sobie zasłużyć pracowitością, kreatywnością, determinacją i zaangażowaniem.  Jesteśmy lenie to prawda. Stoimy w miejscu. Nie chcemy ewoluować (w tym: dokształcać się). W większości przypadków sami jesteśmy sobie winni jednak państwo zadania nam nie ułatwia. Nim jednak zaczniemy na nie narzekać zastanówmy się nad sobą. Chcieć to móc i to bez modnych znajomości. Wystarczy powalczyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz