czwartek, 2 czerwca 2011

HammerFall - Infected (2011)

Hammerfall to powszechnie znany szwedzki zespół wykonujący power metal z elementami heavy metalu. 20 maja wydali nowy album który za sprawą kilku czynników budził spore wątpliwości. Po pierwsze - kapela zmieniła producenta. Tego z którym pracowała niemalże od początku zastąpiła kolesiem który współpracował m.in. z grupą Scorpions. Po drugie już kilka miesięcy przed premierą liderzy HF zapowiadali że szykują coś świeżego, ciekawego. Zapewnili jednak że nie porzucą tego za co ich wszyscy wielbili  i co ich wyróżnia. I wreszcie po trzecie - okładka pozbawiona maskotki - wojownika  z młotem. Totalna rewolucja. Odczucia fanów były więc mieszane.

Wszystko stało się jasne po wypuszczeniu singla "One more time". Tematyką nowego albumu kapeli jest coś co doskonale znamy chociażby z filmów "Resident Evil" i "Noc żywych trupów" czyli skażenie, wirus, krwiożercze zombiaki i ucieczka przed nimi. Niby oklepane, ale słuchając płyty o wszystkim się zapomina ponieważ jest dobrze. Nawet bardzo dobrze. Słuchając po kolei nowych nagrań byłem pozytywnie zaskoczony. Zmiana producenta i niejako image'u wyszła chłopakom na dobre (choć już wiem że niektórzy są wściekli przez ową metamorfozę - kwestia gustu). Kawałki są świetnie zagrane. Gitarzyści i perkusista wykonali kawał dobrej roboty. To samo można powiedzieć o wokaliście. Od strony technicznej - rewelacja. Teksty nie są co prawda bardzo ambitne ale taki już jest power metal. Tradycyjnie płytę wypełniają melodyjne, chwytliwe i zadziorne kawałki pełne soczystych riffów. Znajdziemy tam także klimatyczną balladę oraz utwór próbujący symulować występ na żywo (oklaski publiczności na początku). Należy wspomnieć że album "Infected" jest nieco bardziej "amerykański". Z tego co wiem niektórzy traktują to jako wadę z tym ze to również kwestia gustu. Mnie akurat pasuje taki klimat. Wymieniona wyżej amerykańszczyzna objawia się tym że w utworach słychać czasem westernowe dźwięki (trudno to opisać - kto ogląda filmy o kowbojach ten wie).

Konserwatywny elektorat HF nie polubi tej płyty. Wyżej opisane zmiany to według nich zdrada ideałów. Ja  jednak lubię kiedy muzycy nie stoją w miejscu i eksperymentują. Album się udał. Kapela nie straciła charakterystycznego brzmienia co jest dość istotne. Bardzo fajny album. Polecam z czystym sumieniem. 

Moja ocena: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz