poniedziałek, 20 czerwca 2011

Wędka, a nie ryba czyli o wadach pomocy społecznej

Pomoc społeczna to instrument polityki społecznej każdego państwa mający za zadanie pomoc osobom i rodzinom w radzeniu sobie w trudnych sytuacjach życiowych, jakich nie mogą one same pokonać przy wykorzystaniu swoich możliwości, uprawnień i własnych środków. Chodzi tu o bezdomnych, bezrobotnych, niepełnosprawnych, starszych i biednych. Także o tych których dotknął kataklizm lub inne niefortunne zdarzenie losowe (np. powódź). Nad pomocą społeczną w Polsce czuwa Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej które rękoma władz miejskich nią zarządza. To właśnie MPiPS każdego roku rozdaje pieniądze województwom. Wojewodowie  z  kolei  gminom. Im gmina większa tym dostaje więcej środków ponieważ więcej w niej potencjalnych potrzebujących. Poza wielkością gminy liczą się także inne dane i statystki (stopa bezrobocia, liczba emerytów itp). W tym celu ośrodki pomocy społecznej współpracują z urzędami pracy i ZUS-em. Co roku wysyłają drogą elektroniczną sprawozdania do ministerstwa. Te może dzięki temu doskonalić pomoc społeczną i wpływać na jej efektywność (by kasa nie była marnowana).
By otrzymać pomoc z ośrodka należy spełnić kilka warunków. Rzecz najważniejsza to udokumentowanie dochodu. Nie może on przekraczać 477 zł netto (osoba samotnie gospodarująca) i 351 zł netto (na osobę w rodzinie). To najważniejsze. Jakąkolwiek chorobę, niepełnosprawność czy inną rzecz sprawiającą problemy socjalno-bytowe również trzeba udokumentować. Katalog wymogów znajdziecie w ustawie o pomocy społecznej. Jest dostępna w sieci.
Oprócz dokumentacji wymagane jest też rozeznanie aktualnej sytuacji rodzinnej i mieszkaniowo-finansowej osoby ubiegającej się o wsparcie. Chodzi mianowicie o wywiad środowiskowy w miejscu zamieszkania przeprowadzany przez wykwalifikowanego pracownika.
Pomoc społeczna jest jak najbardziej potrzebna. Opłaca biednym czynsz, szuka mieszkania bezdomnym, kieruje starszych do domów opieki, opłaca dzieciom kolonie i obiady w szkołach (często jedyny ciepły posiłek w ciągu dnia), pokrywa koszty środków czystości i odzieży. Dodatkowo służy poradą (m.in prawną), wsparciem emocjonalnym, organizuje kursy i szkolenia.
Chciało by się powiedzieć - idealnie. Ale czy na pewno? Otóż nie. Tu też (jak wszędzie) jest wiele do poprawienia. 
Pomoc społeczną dotknęły dwa negatywne zjawiska - uzależnienie i stygmatyzacja. Oba dotyczą oczywiście pomocobiorców. Stygmatyzacja czyli piętnowanie osób korzystających ze świadczeń socjalnych przez lokalną społeczność. Mowa tu o obgadywaniu, wyśmiewaniu i traktowaniu takich jak obywateli drugiej kategorii. To zjawisko na szczęście zanika. Z jednej strony to dobrze gdyż bycie biednym to żaden wstyd. Ubóstwo nie wybiera. Nikt nie jest na stałe przywiązany do swojego stanowiska pracy. Jednak z drugiej strony zanikająca stygmatyzacja sprawia że przybywa cwaniaków, którzy chcą zarobić, a się nie narobić). W wielu społecznościach doszło już do tego że korzystanie  z  pomocy społecznej stało się czymś normalnym. Stało się łatwym sposobem na życie bez stresu i codziennego wstawania do roboty. Hobby. Tacy ludzie uważają że wszystko im się należy. Nie mają zamiaru  szukać pracy. Uczą się (i swoich potomków) cwaniactwa  i  życia  w ubóstwie. Żyją  na  koszt podatników (uczciwie pracujących) i tak im dobrze. 
Doszliśmy płynnie do zjawiska uzależnienia które w przeciwieństwie do stygmatyzacji postępuje i ewoluuje. 
Pomoc społeczna próbuje co prawda z tym walczyć (poprzez np. szkolenia na których obecność jest obowiązkowa by otrzymać zapomogę lub przydzielanie asystenta) ale to i tak stanowczo za mało. Ośrodki pomocy nadal zbyt mały nacisk kładą na aktywizację, usamodzielnianie oraz uczenie zaradności życiowej podopiecznych. Wolą  iść na łatwiznę i zwyczajnie rozdawać kasę.
Jest to wina w dużej mierze polityków, wadliwego systemu i zbyt niskich nakładów na jednostki organizacyjne zajmujące się wspieraniem. Pracownicy socjalni nie mają czasu na to do czego zostali powołani - kompleksową pomoc z indywidualnym przypadkiem w której nacisk winno się kłaść nie na pieniądze, a poradnictwo i aktywizowanie. Nie mają czasu dlatego że jest ich za mało (zgodnie z ustawą na 2000 mieszkańców przypada 1 pracownik socjalny) i  mają za dużo papierkowej roboty na głowie. To wszystko sprawia że pracownik taśmowo rozdaje pieniądze na swoim rejonie. Nie ma fizycznej możliwości wgłębienia się w problemy środowiska. Reaguje dopiero wtedy kiedy komuś z podopiecznych stanie się coś złego (choroba, bezdomność, zdarzenie losowe, przemoc, molestowanie, alkoholizm, śmierć). Reaguje bojąc się kary przełożonego i  reakcji społeczeństwa. Sami pomocobiorcy też często utrudniają pracownikom życie. Bywa że takowy zostaje pobity, wyrzucony lub w ogóle nie wpuszczony. Media nie słusznie za każdą tragedię oskarżają zawsze opiekę społeczną. Gdyby dziennikarze kilka dni spędzili z pracownikiem socjalnym z pewnością tragiczne wydarzenia relacjonowaliby inaczej. Ale  co tam! Sensacja się liczy.
Ustawa o pomocy społecznej wymaga gruntownej zmiany. Zmiany przede wszystkim podejścia do klienta. Mniej biurokracji, więcej pracowników, mniejsze rejony działań i AKTYWIZACJA. No i nakłady rzecz jasna. Bez nich nikt nic nie polepszy. Więcej szkoleń, kursów, poradnictwa i "lekcji życia". Podopieczni ośrodka pomocy społecznej nie mogą być uczeni że pieniądze należą się za darmo. Że niczego się od nich nie wymaga. 
Dajcie im wędkę,  a nie ryby. To zaprocentuje w ich przyszłości i przyszłości ich dzieci (które nie wyuczą się negatywnego cwaniactwa i roszczeniowości).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz