niedziela, 5 czerwca 2011

Od poczęcia aż do naturalnej śmierci cz. 1

Witam. Dzisiaj kilka słów o sprawach bardzo delikatnych, kontrowersyjnych i wywołujących gorące, skrajne emocje. Omówię temat tabu z którym bardzo trudno się zmierzyć nawet decyzyjnym politykom. Jest to jednocześnie zagadnienie wymagające według mnie uregulowania (m.in. prawnego), uporządkowania, analizy i przemyślenia ponieważ rzecz dotyczy ludzkiego życia. Tak, moi drodzy chodzi o aborcję i eutanazję.
Większość z nas to katolicy (a przynajmniej tak o sobie mówimy). Stanowisko kościoła jeżeli chodzi o eutanazję i aborcję jest jasne jak słońce od bardzo dawna - omawiane sprawy to morderstwo, ingerencja w wolę Boga, śmiertelny grzech i wszystko co najgorsze. To Bóg cię stworzył i tylko on może cię zabrać. To po pierwsze. Po drugie nasze społeczeństwo jest bardzo tradycyjne i konserwatywne. Jeżeli chodzi o szeroko pojęty postęp to i tak jest dużo lepiej niż jeszcze kilkanaście lat temu (jesteśmy bardziej tolerancyjni dla inności itp). Jednak w wielu bardzo ważnych spraw nadal się boimy. Co gorsza nie potrafimy o nich merytorycznie rozmawiać. Odkładamy je na bok i nie dążymy do dokładniejszego ich poznania. Wolimy się bać.Przypominam przy okazji że aborcja to usunięcie płodu dziecka z łona. Eutanazja to z kolei skrócenie życia człowiekowi (najczęściej cierpiącemu i nieuleczalnie choremu, wegetującemu)  poprzez odłączenie go od aparatury podtrzymującej "życie". I jedno i drugie jest w Polsce zakazane i karane. Jest to przestępstwo innymi słowy.

Życie płata nam nieraz bardzo wredne figle. Każdy z nas miał w rodzinie kogoś ciężko chorego i hospitalizowanego. Każdy wie co to nowotwór, wylew czy paraliż. Jeżeli nie z własnego doświadczenia to przynajmniej z telewizji. Wiemy że te schorzenia nie zawsze da się leczyć. W Polsce w której kuleje profilaktyka i promocja badań okresowych zachorowalność na nie jest kilka razy wyższa niż w chociażby zachodnich krajach UE. Bardzo wysoka jest też śmiertelność ponieważ przez brak wymienionej wcześniej profilaktyki do lekarza idziemy kiedy jest już za późno. Edukacja w tym temacie też kuleje.
Tak to niestety jest że prędzej czy później organizm człowieka ulega chorobie. Winne są najczęściej geny (predyspozycje), zła dieta, tryb życia, praca w trudnych warunkach i nałogi. Bywa że zachorujemy na coś czego nie da się wyleczyć. Co postępuje, zżera nas od środa i zadaje coraz większe cierpienie. Kiedy medycyna nie daje rady nasi bliscy (i my) modlimy się o szybką śmierć ponieważ ta kończy z bólem i męką. Gorzej kiedy los pluje nam w twarz i śmierć nie przychodzi. Człowiek jest skrajnie wyczerpany i wychudzony. Je, oddycha i wydala tylko dzięki aparaturze medycznej. Czasem nawet oczami nie możemy ruszyć. Właściwie to jedną nogą stoimy w niebie. Zapadamy w śpiączkę i tracimy świadomość na dobre. Nikt i nic nam nie jest w stanie pomóc. Zadaniem lekarzy jest jednak podtrzymywać nas przy życiu (czytaj: przedłużać męki). Zresztą jakiekolwiek złe posunięcie z ich strony uznane by zostało za zabójstwo i surowo ukarane. Sama rodzina pokrzywdzonego nie chce nawet myśleć że ich bliski może umrzeć. Każdy zawsze ma nadzieję na zdarzający się raz na kilkadziesiąt lat cud polegający na samodzielnym wybudzeniu się chorego. Warto tu jednak zaznaczyć słowo "kilkadziesiąt". Efektem tego wszystkiego jest nieraz kilkudziesięcioletnia wegetacja w hospicjum bądź w domu rodzinnym. Pochłania nerwy, zdrowie i pieniądze opiekunów, a i tak nie przynosi efektów. Chodzi tylko o to by wywalczyć godną śmierć i łagodzić objawy.
Powiem wprost. W skrajnych przypadkach kiedy człowiek jest nieuleczalnie chory, wegetujący od wielu lat, nieświadomy swego istnienia i żyjący tylko dzięki aparatom - jestem za eutanazją. Cuda zdarzają się zbyt rzadko by kazać komuś takiemu cierpieć. Powinno to być w pewnych sytuacjach dozwolone jak np. w Holandii. Należało by tu uświadomić społeczeństwo (instruktaże,  szkolenia, dyskusje, referenda, kampanie prowadzone przez onkologów, psychologów itp). Zgodę na eutanazję trzeba by wyrazić o wiele wcześniej będąc w pełni władz umysłowych. Tylko świadoma zgoda przypieczętowana własnym podpisem upoważniała by lekarzy/członka rodziny do dokonania tej przykrej, ale przynoszącej ulgę czynności. Wszystko oczywiście trzeba by uregulować prawnie, opracować rzetelne ustawy, rozporządzenia i projekty. Tak ważne kwestie nie znają błędów i nieścisłości. Sam wyraziłbym zgodę na dokonanie eutanazji gdybym tylko kiedyś poważnie zachorował. Pomyślcie. Nikt nie chce być rośliną srającą pod siebie (przez stomię), karmioną przez rurkę i nieświadomą swojej egzystencji. Niestety, ale czasem trzeba zmusić kostuchę do przyjścia. Tak uważam.
Aborcję opiszę następnym razem:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz